+16
becool 2 maja 2014 18:16
Nowy Jork był od zawsze na naszej liście miejsc, które trzeba zobaczyć. Okazało się, że marzenia można całkiem szybko i niekoniecznie kosztownie spełnić. Z pomocą przyszły nam linie lotnicze British Airways i American Airlines. Pierwsze zabrały nas na swoim pokładzie, do Londynu Heathrow. Drugie natomiast, po krótkiej przesiadce, dostarczyły nas prosto na nowojorskie lotnisko JFK. Kierunki te cieszą się niewątpliwe dużym zainteresowaniem, gdyż oba samoloty były w 100% zapełnione. Niemniej jednak podróż upłynęła nam całkiem przyjemnie i około godziny 17. wylądowaliśmy w Nowym Jorku. Na lotnisku (w przeciwieństwie do tego co czytaliśmy w internecie) wszystko przebiegło bardzo sprawnie i już niebawem znaleźliśmy się w metrze, które zawiozło nas na Manhattan. Pierwszą noc spędziliśmy w hotelu Marrakech. Hotel okazał się dobrym wyborem, mimo iż pokoje były niewielkie, to co do jego lokalizacji nie można mieć zastrzeżeń. Jako, że nasz pobyt w Wielkim Jabłku miał trwać 11 dni, zdecydowaliśmy się go trochę urozmaicić i po pierwszym, dość leniwie spędzonym dniu w Nowym Jorku, wybraliśmy się „na chwilę” do Toronto.

Do Nowego Jorku wróciliśmy dokładnie w Wielkanoc i pozostało nam jeszcze całe 6 dni na sprawdzenie czy to miasto naprawdę nigdy nie śpi;)
Wyjątkowo zamiast jajka ze święconki w tą Niedzielę Wielkanocną naszym posiłkiem są typowo amerykańskie przysmaki, czyli hamburgery i frytki;) Shake Shack to uwielbiana przez nowojorczyków sieciówka, w której serwowane są naprawdę całkiem niezłe fast foody. Ma kilka lokalizacji, najbardziej oblegana to chyba ta w Madison Square Parku. My byliśmy na Brooklynie, aczkolwiek też były duże kolejki. Za dwa podwójne hamburgery, frytki i napój zapłaciliśmy około 20 USD.



W Nowym Jorku nie specjalnie dało się odczuć świąteczny nastrój. Wszystkie sklepy i restauracje były otwarte, a na ulicach i w metrze było pełno ludzi. By poczuć się jednak trochę odświętnie wybraliśmy się na mszę gospel na Brooklynie. Myślę, że jest to ciekawe doświadczenie i naprawdę warto je przeżyć podczas pobytu w NY. My byliśmy bardzo zadowoleni, że zdecydowaliśmy się pójść. Dla zainteresowanych adres to: Brooklyn Tabernacle, 17 Smith Street, Brooklyn. Msze są o 9 rano i 3 popołudniu, w Wielkanoc było ich nawet więcej.
Do poruszania się po Nowym Jorku niewątpliwie najlepszym środkiem jest metro. Jednorazowy bilet to koszt 2,5 USD. Nie ma biletów jednodniowych. Przy dłuższym pobycie warto kupić np. bilet 7-dniowy pozwalający na nieograniczoną ilość przejazdów. Kosztuje on 30 USD. Nam się taki bilet bardzo przydał, gdyż metrem przemieszczaliśmy się naprawdę dużo.
Po czymś dla ciała (czyt. hamburgerach;)) i dla ducha, czyli mszy gospel, zdecydowaliśmy się udać w stronę jednego z obowiązkowych punktów wycieczki, a więc mostu brooklińskiego. Pogoda była wymarzona na spacer. Najpierw przeszliśmy się po Brooklyn Heights, skąd można podziwiać piękną panoramę Manhattanu, następnie dotarliśmy na Brooklyn Bridge.











Później wsiedliśmy w metro i wysiedliśmy przy Times Square, czyli jednej z ikon Nowego Jorku. Trzeba przyznać, że miejsce to naprawdę robi wrażenie, nie tylko ilością świateł, ale liczbą osób przewijających się tamtędy praktycznie o każdej porze dnia i nocy!





Wracając do naszego hotelu na Brooklynie, postanowiliśmy zobaczyć jeszcze Manhattan i Brooklyn Bridge z nocnej perspektywy. To było to! Niezapomniany widok!:)





Następny dzień rozpoczynamy od solidnego śniadania, który dla mnie mógłby w zasadzie być obiadem;) Frytki (a w zasadzie ziemniaki), jajko z serem cheddar, bajgiel i duża kawa to chyba amerykański standard. Z pełnymi brzuchami ruszamy na Roosvelt Island, gdzie kursuje kolejka, z wagoników której można podziwiać panoramę Manhattanu. Jest to naprawdę świetna atrakcja, zważywszy że możemy z niej skorzystać tak samo jak z metra, czyli albo kupujemy bilet za 2,5 USD albo (tak jak my) korzystamy z naszej karty metra.









Korzystając z pięknej, słonecznej pogody jedziemy do Central Parku. Jest to kolejne miejsce, które zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie. Jest pięknie, wiosennie, wszystko kwitnie. Jest tu dużo ludzi, którzy biegają, uprawiają różne sporty, czy też po prostu leżą na trawie albo spacerują. Obszar jest naprawdę ogromny, więc spokojnie można by było tu fajnie spędzić nawet cały dzień. Pewnie byśmy tak zrobili, ale po 2-3 godzinach poczuliśmy się głodni.















Tym razem na obiad wybraliśmy się do East Village, a dokładnie do Cafe Mogador (101 Saint Marks Pl), która serwuje marokańskie dania. Muszę przyznać, że było naprawdę dobre!



Tego dnia odwiedzamy również Chinatown, gdzie nawet nazwa Mcdonalds jest po chińsku;) Można tu kupić wiele pamiątek, koszulek i różnych różności. Towarzyszy temu niezbyt miły zapach surowej ryby. Dla nas z pewnością nie jest to ulubiona dzielnica Nowego Jorku;)

Kolejny dzień spędzamy nieco bardziej leniwie. Przedpołudnie to Dumbo na Brooklynie, gdzie można sobie posiedzieć nad rzeką, popatrzeć na Manhattan;) Miejsce ma fajny klimat.





Później włóczymy się trochę po Brooklynie, a na obiad kupujemy pizzę na wynos w Juliana’s pizza (19 Old Fulton ST), którą spożywamy w Brooklyn Bridge Parku.
Jedną z zupełnie darmowych atrakcji Nowego Jorku, z której również my skorzystaliśmy, jest prom na Staten Island. Samo Staten Island nie jest zbyt ciekawe i nie warte odwiedzin, lecz rejs promem, z którego można podziwiać panoramę Manhattanu i Statuę Wolności z pewnością warto odbyć!





Po noclegu na Staten Island (nie polecam;)), wracamy na Manhattan. Pogoda tym razem nas nie rozpieszcza. Jest pochmurnie i deszczowo. Włóczymy się, więc trochę bez celu. Po jakimś czasie kierujemy się do małej restauracji Xi’an. Można zjeść tu tanie i dobre noodle. W NY ma ona kilka lokalizacji. My wybieramy tę na 24 W. 45th Street.



Stamtąd już bardzo blisko na Times Square, więc ponownie się tam wybraliśmy. Okazało się, że tuż obok odbywa się premiera najnowszego Spidermana. Tym samym udało nam się zobaczyć m.in. Emmę Stone czy Alicię Keys ;)



Podczas wieczornego spaceru, zahaczyliśmy także o Grand Central, czyli ponad 100-letni dworzec kolejowy, który można zobaczyć w nie jednym filmie, którego akcja toczy się w Ny. Jak byliśmy tam, akurat kręcona była jakaś reklama;)



Przedostatniego dnia naszej wizyty w Nowym Jorku udajemy się do niezwykle modnej ostatnio dzielnicy – Williamsburga. W jej okolicy znajduje się mnóstwo fabryk i garaży, podobno zamieszkuje tu wielu artysów, na ulicach przeważa styl hipsterski ;) Jest też mnóstwo restauracji i knajpek z ciekawym klimatem. Główna ulica to Bedford Avenue. Tam też znaleźliśmy świetne miejsce, czyli The Meatball Shop. Zarówno jedzenie jak i wystrój bardzo przypadł mi do gustu.













Na wieczór, a właściwie na noc, zaplanowaliśmy jeszcze jedną atrakcję. Top of the rock. Koszt to 30 USD, ale chętnych jest mnóstwo! Widok jest niesamowity, więc z pewnością warto było;)



Ostatni dzień w dużej mierze przeznaczyliśmy na zakupy. W Century21, choć nie tylko, znaleźliśmy wiele rzeczy w cenach dużo korzystniejszych niż w Polsce. Trochę żałowaliśmy nawet, że wzięliśmy tak małe walizki;)

Podsumowując: Nowy Jork spełnił nasze oczekiwania, jego ogrom, możliwości i wszystko to co ma do zaoferowania robią duże wrażenie, przede wszystkim jednak ujął mnie swoją różnorodnością nie tylko miejsc, ale ludzi, jak również wzajemną tolerancją dla tej inności. Miasto cały czas żyje i nie spowalnia tempa w dzień czy w nocy, w dni powszednie czy w święta. Nie można się w nim nudzić;) Czuliśmy się tu bardzo dobrze i z pewnością do NY jeszcze wrócimy.

Więcej naszych wpisów z Nowego Jorku i nie tylko na: http://mamasaidbecool.blogspot.com/

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

swiatwedlugrostkow 4 maja 2014 09:23 Odpowiedz
najwspanialsze miasto na świecie :)