Jest to moja pierwsza relacja z podróży na tym forum, a także, jeśli mnie wzrok nie myli to pierwsza relacja z Koszyc a nawet pierwsza ze Słowacji, więc można to uznać za potrójny debiut na forum
:D
O Koszycach myślałem już jakiś czas, ale zawsze było mi do nich nie po drodze. Brak połączeń tanimi liniami z Warszawy, sąsiedztwo wielkich i, wydawałoby się, ciekawszych miast jak Budapeszt czy Praga.
Aż tu nagle jak grom z jasnego nieba spada informacja na forum, że LeoExpress rozdaje bilety prawie pół darmo na nowej trasie Warszawa – Budapeszt. Po drodze zatrzymuje się m.in. właśnie w Koszycach. Poprawiłem fryzurę, spojrzałem w lustro i spytałem: kiedy do tych Koszyc jak nie teraz? Klamka zapadła, bilety kupione, hostel wybrany. Przeżyć tylko te parę tygodni uczelni i pracy i ahoj Słowacjo.
Z góry przepraszam za marną jakość zdjęć, ale starałem się spakować tylko w mały plecak na te 2 dni i nie za bardzo miałem miejsce, żeby wziąć aparat. Chociaż fakt, że nie mam żadnego aparatu a i fotograf ze mnie marny też mogły na to wpłynąć.
Piątek, 5:30
Punktualnie bus zawitał do Koszyc. Wychodzę na zewnątrz i od razu zaczynam się trząść. Ale ciemno, ale zimno, a mgła jaka! Po krótkim zbadaniu terenu wokół dworca, decyduję się wejść do jego środka i poczekać na pierwszą otwartą kawiarnię.
Przed 7:00 zaczyna świtać. Zbieram graty i śpieszę na stare miasto. Chciałem zobaczyć miasto przed całym porannym zgiełkiem. Po drodze widzę Pałac Jakuba, który, chociaż zaniedbany, i tak robi niezłe wrażenie.
To pewnie przez ten kolor dachu. Z tego co się dowiedziałem to wielu Koszyczan uważa go za najfajniejszy/najładniejszy budynek w mieście.
Po drodze na główną ulicę (Hlavna Ulica) mijam ładne pałacyki i kamienice.
Na balkonie jednej z nich … ktoś właśnie suszy pranie!
Po 15 minutach szybkiego marszu z dworca w końcu dochodzę do serca Koszyc. Przede mną pojawia się Katedra św. Elżbiety, największy kościół katolicki na Słowacji. W jej kryptach spoczywa m.in. węgierski bohater narodowy, Franciszek II Rakoczy.
Ogólnie Hlavna miejscami wygląda trochę jak wyjęta z Pragi (a miejscami zupełnie inaczej), z tą różnicą, że panuje tutaj dużo mniejszy hałas i harmider. No właśnie. Coś jest nie tak. Jest godzina ~7:20, piątek, środek 250 tysięcznego miasta. Gdzie są wszyscy ludzie? Mija mnie paru ludzi śpieszących się do pracy a w pewnej chwili… zostaję całkowicie sam. Stoję pomiędzy katedrą a mini parkiem i przez dobre 5 minut nie widzę żywej duszy, nie słyszę żadnego samochodu. Niesamowite uczucie, znaleźć się w historycznym centrum dużego miasta i chociaż przez parę minut mieć je tylko dla siebie. W końcu sielankę burzy pan z dmuchawą. Miasto odżywa, a ja mam co najmniej 5 godzin zanim będę mógł zostawić plecak w hostelu. Pora zwiedzać!
Niestety, Hlavna kończy się po jakichś 30-40 minutach nieśpiesznego marszu. W zamian, kończy się przyjemnym widokiem na budynek Muzeum Wschodniosłowackiego (podobno bardzo ciekawego, osobiście nie potwierdzę, bo nie udało mi się do niego zajrzeć).
Obok muzeum stoi malutki kościółek w stylu Karpackim.
Po przejściu Hlavną kieruję się w boczne uliczki.
Trafiam między innymi na uliczny targ i miejscowych sprzedających wiązanki (przygotowania do 1.11?) owoce, mydło i powidło. Fajna atmosfera, targ w starym stylu praktycznie w centrum drugiego największego miasta w kraju.
Ostatecznie wychodzę na ulicę równoległą do Hlavnej, chyba nazywa się Mojzesova. Prowadzi nią długi pasaż wśród pięknie wyglądających drzew.
Chwila, a co to? Ptak? Samolot? Wydra? Nie! To instalacja artystyczna, wyglądałem mająca przypominać nić DNA, składająca się z liter, która każda coś oznacza (cały napis tworzy słowo Revoluce) a sama w sobie zbudowana z … kluczy!
Same klucze dostarczyli, dobrowolnie!, mieszkańcy Koszyc.
Wybija godzina 11:00. Orientuję się, że nie jadłem nic od wczorajszego wieczoru i jestem cały dzień na kawie. Uderzam do McDonalda, a potem do hostelu. Usypiam na parę godzin, ale wstaję idealnie na godzinkę przed zachodem słońca.
Jak widać, na starówce pojawiają się ludzie. Wciąż jednak nie widzę żadnych osób robiących zdjęcia czy choćby spoglądających dłużej na zabytki. Innymi słowy, wydawałoby się, że sami miejscowi. Również wszechobecnych Azjatów nie widziałem ani nie widzę żadnych.
Decyduję się wejść na wieżę Katedry, zwaną Wieżą Zygmuntowską. 160 naprawdę stromych i krętych schodów powoduje u mnie niezłą zadyszkę na samej górze, ale jest dobrze. Na górze spotykam pierwszych (i chyba ostatnich) turystów, robiących zdjęcia i mówiących w innym języku. Widoki są w porządku.
Zaraz po zachodzie słońca robi się czarno. Cóż, takie uroki jesieni. Wszystko ma jednak również i plusy. Śpiewająca fontanna, stojąca między teatrem narodowym a katedrą wygląda teraz okazale, kolory zaczynają śpiewać a muzyka świecić, czy jakoś tak.
Sobota!
Jeszcze w Polsce miałem różne pomysły jak spędzić drugi dzień na Słowacji. Pojechać do Zdziaru i przejść się jeszcze świeżutkim chodnikiem wśród drzew? Doczłapać się pod Łomnicę i wjechać na sam szczyt kolejką (i zapłacić absurdalne 39 euro w obie strony)?
Ostatecznie postanowiłem po prostu wyjechać za miasto. Wsiadam w pociąg jadący do Ruzinu i postanowiam wejść na wzgórze Sivec.
Na samo wzgórze wejść mi się nie udaje. Wielki pan alpinista już na samym początku idzie w lewo zamiast w prawo i przez 4 godziny błądzi innym szlakiem. Na szczęście ostatecznie wychodzi mu to na dobre. Chmury i mgła są wszechobecne, z samego wzgórza prawdopodobnie nic bym nie zobaczył.
Za to przez 4 godziny idę jakąś ścieżką pomiędzy górami, kompletnie sam. Ostatniego człowieka widzę w malutkiej wiosce, przed wejściem między wzgórza. Super atmosfera, trochę samotności i relaksu. A jakie widoki! Jesień pod Koszycami ma się dobrze. Nawet bardzo.
Po paru kilometrach wielki pan alpinista znowu podejmuje doskonałą decyzję, schodzi ze szlaku i idzie w górę zbocza. Trochę się wtedy gubi, straszy sarnę z młodym i paradoksalnie znajduje się najbliżej swojego docelowego szczytu.
Jakimś cudem znajduję stary szlak, kontynuuję nim dalej, ale jestem już pewien, że to nie ten szlak a błądzenie przez godzinę po lesie zabiera mi resztki sił. Niestety, pokonuje mnie nawet nie góra, nie wzgórze a krajobraz kraju koszyckiego. Ale i tak było fajnie!
Wracam już do pierwszych zabudowań, postanawiam jeszcze przeskoczyć przez niewielki strumień i wejść na ładne zbocze.
Wracając, wchodzę do malutkiego zagajnika, a moim oczom ukazuje się schowany cmentarzyk. Pierwsze wrażenie jak ze "Smętarza dla zwierząt" Kinga! Furtka uchylona i zarośnięta, tajemnicze nagrobki, niektóre z datami jeszcze sprzed II WŚ, niektóre ewidentnie nowsze. Zdziwił mnie jeden w grób z datami 1930-1936 i … jedną osobą nieznaną. Fajnie, nawet jakaś tajemnica jest. To rzadkie w dzisiejszych czasach, kiedy wszystko musi być wpisane w jakąś księgę albo bazę danych. Zostaliśmy brutalnie obdarci z wyobraźni!
Wracam do Koszyc, przemoczony i zmęczony. Ale szczęśliwy!
Odpoczywam trochę i wychodzę jeszcze na wieczór na miasto. Trochę chodzę, staram się kupować pamiątki, powtarzając jednak syzyfowy trud z dnia poprzedniego. Fanów przywożenia tony różnych pamiątek z każdego wyjazdu muszę rozczarować. Starałem się bardzo, ale w całych Koszycach znalazłem może z sześć sklepów z pamiątkami. Wszystkie miały praktycznie ten sam asortyment, który w dodatku był mocno ubogi. Magnesy, pocztówki i breloczki, jasne, ale innych rzeczy raczej próżno szukać.
I to by było na tyle. Wyszła z tych 2 dni strasznie długa relacja, więc dziękuję wszystkim, którzy dotarli aż do tego miejsca!
Co do jakichś wskazówek to nie mam za dużo. Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że jeśli ktoś przyjedzie tak samo rano jak ja, a wcześniej dokona wymaganego riserczu to pewnie pójdzie do McDonalda przy dworcu. Według wujaszka, jest on całodobowy. Rano okazało się jednak, że całodobowy to jest McDrive, a sama restauracja działa w normalnych godzinach. Także nici wyszło z ogrzania się, musiałem czekać na dworcowe kawiarnie.
Generalnie na same Koszyce wystarczy, moim zdaniem, jeden pełny, intensywny dzień zwiedzania. Całe stare miasto zamyka się przy ulicy Hlavnej i odchodzących od niej uliczek, których też nie ma tak dużo. Nie wszedłem co prawda do skarbca w Katedrze, ani nie zwiedziłem Muzeum Wschodniosłowackiego, ale pomijając te dwa miejsca, zwiedziłem raczej większość interesujących miejsc zanim jeszcze wbiłem o 12:00 do hostelu. Poza Hlavną, nie ma raczej nic szczególnie interesującego. No chyba, że ktoś kocha sztukę uliczną, wtedy może mieć frajdę bo w Koszycach podobno jest masa fajnych murali. Sam trafiłem na kilka, a najbardziej podobał mi się ten.
Natomiast! Koszyce to doskonała baza wypadowa do okolic. W naprawdę bliskiej odległości znajdują się wspaniałe jaskinie, góry, wzgórza. Do niektórych nawet można dostać się koszyckim transportem publicznym. Innymi słowy, jeśli ktoś się nie śpieszy a lubi okoliczności przyrody to bardzo polecam zatrzymanie się na kilka dni i zwiedzenie okolicy!
I na koniec, podsumowanie kosztów: Bilety LeoExpress w obie strony: 32zł Hostel: 40 euro za dwie noce w prywatnym pokoju, ~170zł Bilety kolejowe Koszyce-Ruzin w obie strony: 3,30 euro ~ 15zł Jedzenie, pamiątki i bilet na wieżę: wszystko zamknęło się w jakieś 60 euro na te 2 dni.
Dzięki i pozdrawiam!-- 06 Lis 2017 23:22 --
firley7 napisał:
Fajna jesienna relacja
:) Starówka Koszyc ma swój urok (podobał mi się szczególnie drewniany kościółek). Trochę szkoda, że nie poleciłeś jakichś lokalnych "specjałów", ale fakt, wycieczka była krótka i to zadecydowało (tak myślę)
;)
To fakt, z uwagi na czas, i budżet, trzymałem się raczej tego co było akurat najbliżej i najszybciej do zjedzenia
:D Pierwszego dnia wpadłem do jakiejś restauracji na wieczór, polecanej w moim hostelu jak i w niektórych relacjach w internecie. Okazało się, że to restauracja polska, w sensie serwująca głównie dania polskie
:D Coś tam zamówiłem co nie brzmiało szczególnie znajomo, ale raczej żadna rewelacja więc nie wspominałem o tym. A jej imię czterdzieś... Med Malina.
john_doe napisał:
BTW.
Dla nieco bardziej odważnych- w Koszycach polecam objazd (ze względów zdroworozsądkowych w grę wchodzi praktycznie jedynie własny samochód- tak sądzę, przynajmniej) osiedla Lunik 9. Warto! Niezależnie od światopoglądu, wizyta tam na pewno rozszerzy horyzonty.
Celem uniknięcia politpoprawnej cenzury na forum (która już nie raz i nie dwa się uaktywniła)- po więcej informacji po prostu polecam Google, kończąc temat.
krystoferson112 napisał:
No przy obecnych relacjach naszych rodaków z całego odległego Świata (nie jestem broń Boże przeciwnikiem) taki nieodległy kierunek to rarytas
;) , lubię czytać o najbliższych kierunkach...jedno mnie razi "Mc Donalds" na Słowacji...? Skandal.
;)
Wybacz!
:D
-- 06 Lis 2017 23:28 --
Coś popsułem z poprzednim postem i nie mogę go edytować
:) Jakby jakiś mod mógł połączyć - dzięki! W każdym razie co do tego osiedla to przed wyjazdem czytałem o tym, ale gdzieś znalazłem informację jakoby wejście tam było nielegalne a samo osiedle zamknięte dla obcych więc nie zgłębiałem tematu. Faktycznie jednak, miejsce iście dystopijne. Jakby było więcej neonów to śmiało mogliby tam kręcić ostatniego Blade Runnera.Hostel to Kosice Hostel https://www.booking.com/hotel/sk/kosice-hostel.pl.html. Mi się podobało, jest lekko na uboczu, a samo wejście w ogóle jakby od podwórka więc cisza i spokój, ale jednocześnie na Hlavną masz 5 minut marszu. Warunki spoko, przestronnie, wziąłem prywatny pokój bo akurat był tylko troszkę droższy, a wiedziałem, że ostatniego dnia będę wychodził przed 4 rano to chciałem mieć trochę spokoju. Ogólnie polecam, Koszyce jakiejś super bazy nie mają więc imho możesz śmiało walić tam.
dubaj1910 napisał:
Pozytywna relacja
;)
Od kiedy większość słowackich browarów została wykupiona przez zachodnie molochy to Słowacja u mnie przegrywa z Czechami. Tak czy owak... będzie coś o napotkanych wyrobach miejscowych browarów?
Dzięki!
:) Zakupy zrobiłem raz w Lidlu przy dworcu, ale tak jak mówisz, ciężko było mi się zorientować, które piwa naprawdę są lokalne, a które są z nimi już tylko z nazwy więc kupiłem zapas w czeskich
;) Po tym jak na chwilę zgubiłem się w górach, wynagrodziłem sobie znalazienie drogi starym, znajomym smakiem.
Nie sądze jednak żeby na półkach marketów stały jakieś lokalne rarytasy, co innego w browarniach, ale do nich nie zaglądałem w tamten weekend.
@kow Super wskazówki! Szkoda, że samemu o niektórych nie wiedziałem przed wyjazdem
:) Mało jest obszernych relacji z Koszyc i ich okolic. Zdecydowanie zachęciłeś mnie tą kopalnią opali, daj gdzieś znać jak było jak już tam wpadniesz
:)
Fajna jesienna relacja
:) Starówka Koszyc ma swój urok (podobał mi się szczególnie drewniany kościółek).Trochę szkoda, że nie poleciłeś jakichś lokalnych "specjałów", ale fakt, wycieczka była krótka i tozadecydowało (tak myślę)
;)
No przy obecnych relacjach naszych rodaków z całego odległego Świata (nie jestem broń Boże przeciwnikiem) taki nieodległy kierunek to rarytas
;) , lubię czytać o najbliższych kierunkach...jedno mnie razi "Mc Donalds" na Słowacji...? Skandal.
;)
BTW.Dla nieco bardziej odważnych- w Koszycach polecam objazd (ze względów zdroworozsądkowych w grę wchodzi praktycznie jedynie własny samochód- tak sądzę, przynajmniej) osiedla Lunik 9. Warto!Celem uniknięcia politpoprawnej cenzury na forum (która już nie raz i nie dwa się uaktywniła)- po więcej informacji po prostu polecam Google, kończąc temat.
A ja polecam trzymanie się od tego 'osiedla' z daleka...Nie ma tam nic ciekawego dla 'przeciętnego' turysty, a rozszerzać światopogląd można w wielu innych miejscach.
o dobre....to atrakcja...powinna być obowiązkowa dla miłośników miłości, w tym dla niektórych...na tym forum typowo podróżniczym i jedynie słusznym światopoglądzie.
;)
firley7 napisał:Fajna jesienna relacja
:) Starówka Koszyc ma swój urok (podobał mi się szczególnie drewniany kościółek).Trochę szkoda, że nie poleciłeś jakichś lokalnych "specjałów", ale fakt, wycieczka była krótka i tozadecydowało (tak myślę)
;)To fakt, z uwagi na czas, i budżet, trzymałem się raczej tego co było akurat najbliżej i najszybciej do zjedzenia
:DPierwszego dnia wpadłem do jakiejś restauracji na wieczór, polecanej w moim hostelu jak i w niektórych relacjach w internecie. Okazało się, że to restauracja polska, w sensie serwująca głównie dania polskie
:D Coś tam zamówiłem co nie brzmiało szczególnie znajomo, ale raczej żadna rewelacja więc nie wspominałem o tym. A jej imię czterdzieś... Med Malina.john_doe napisał:BTW.Dla nieco bardziej odważnych- w Koszycach polecam objazd (ze względów zdroworozsądkowych w grę wchodzi praktycznie jedynie własny samochód- tak sądzę, przynajmniej) osiedla Lunik 9. Warto! Niezależnie od światopoglądu, wizyta tam na pewno rozszerzy horyzonty.Celem uniknięcia politpoprawnej cenzury na forum (która już nie raz i nie dwa się uaktywniła)- po więcej informacji po prostu polecam Google, kończąc temat.krystoferson112 napisał:No przy obecnych relacjach naszych rodaków z całego odległego Świata (nie jestem broń Boże przeciwnikiem) taki nieodległy kierunek to rarytas
;) , lubię czytać o najbliższych kierunkach...jedno mnie razi "Mc Donalds" na Słowacji...? Skandal.
;)Wybacz!
:D
Hostel to Kosice Hostel https://www.booking.com/hotel/sk/kosice-hostel.pl.html. Mi się podobało, jest lekko na uboczu, a samo wejście w ogóle jakby od podwórka więc cisza i spokój, ale jednocześnie na Hlavną masz 5 minut marszu. Warunki spoko, przestronnie, wziąłem prywatny pokój bo akurat był tylko troszkę droższy, a wiedziałem, że ostatniego dnia będę wychodził przed 4 rano to chciałem mieć trochę spokoju. Ogólnie polecam, Koszyce jakiejś super bazy nie mają więc imho możesz śmiało walić tam.
john_doe napisał:polecam objazd (ze względów zdroworozsądkowych w grę wchodzi praktycznie jedynie własny samochód- tak sądzę, przynajmniej) osiedla Lunik 9. Warto! Niezależnie od światopoglądu, wizyta tam na pewno rozszerzy horyzonty.osobiscie rowniez polecam
:D na pewno nie zajmie to duzo czasu bo zatrzymywac sie podczas objazdu nie nalezy a osiedle jest male. ja z ekipa "zwiedzilismy" ta atrakcje Koszyc jakos w 2003 roku chyba, zaatakowalismy wczesnie rano a mimo to lokalsi byli dosyc liczni przed blokami. nic sie nie dzialo oprocz patrzenia na nas a z naszej strony patrzenia na nich
:lol: co pamietam najbardziej to fakt ze na calym osiedlu staly trzy samochody
:o byc moze dlatego nowy pojazd tak zwracal na siebie uwage, teraz pewnie jest inaczej.
Fajna relacja! Rynek w Koszczycach super! Jak ktoś będzie to przy katedrze jest knajpa gdzie mają chyba z 20 rodzajów piwa z kega ze Słowackich i Czeskich browarów! Ceny super o 1.1 -2€! Polecam
A ja się zastanawiam co trzeba mieć w głowach, żeby świadomie polecac odwiedziny Lunika..? Czy cudzoziemcom odwiedzającym Polskę tez polecacie np. wysypisko śmieci w okolicach Warszawy?Owszem, można wspomnieć że coś takiego tam jest, zainteresowani mogą sobie poczytać czy zobaczyć zdjęcia, ale żeby polecać wizytę?W Koszycach jest tyle innych ciekawszych miejsc, oprócz centrum to np. ładnie położone na wzgórzach ZOO, czy w okolicy gejzer w Hermanach.
flus napisał:A ja się zastanawiam co trzeba mieć w głowach, żeby świadomie polecac odwiedziny Lunika..? Czy cudzoziemcom odwiedzającym Polskę tez polecacie np. wysypisko śmieci w okolicach Warszawy?Ojojoj, a co tak niepoprawnie politycznie i z nienawiścią porównujesz miejsca, gdzie żyją i mieszkają ludzie z wysypiskiem śmieci?Czyż nie o to chodzi w podróżach? Poznawać piękno i bogactwo różnych kultur i to, w jaki sposób żyją i fantastycznie koegzystują ze sobą? Zwłaszcza, że tak cudowny rarytas różnorodności czeka tak niedaleko, w sercu Europy.Tak już nieco poważniej- czy cel podróży zawsze musi być przyjemny, łatwy i powodujący uśmiech?Przgotowuję się już co nieco do wyjazdu do RPA i zwiedzanie townships jest jedną z kilku topowych atrakcji wymienianych w oficjalnych przewodnikach. Poderzewam, że w połowie krajów afkrykańskich jest podobnie; w Indiach również zachęcano nas do zwiedzania typowych slumsów.
Pozytywna relacja
;) Od kiedy większość słowackich browarów została wykupiona przez zachodnie molochy to Słowacja u mnie przegrywa z Czechami.Tak czy owak... będzie coś o napotkanych wyrobach miejscowych browarów?
john_doe napisał:Ojojoj, a co tak niepoprawnie politycznie i z nienawiścią porównujesz miejsca, gdzie żyją i mieszkają ludzie z wysypiskiem śmieci?Kolego piszę to co uważam za stosowne w danej sytuacji.Byłem i w fawelach w Rio i biednych hutongach w Pekinie, ale to co jest na Luniku to po prostu jest niesmaczne i nie da się porównać do tamtych miejsc. I nikomu nie polecałbym odwiedzin Lunika, nawet jeśli aż tak bardzo chce poszerzać horyzonty. I powtórzę, jeśli Ty lubisz oglądać wysypiska śmieci, to wcale nie trzeba jechać do Koszyc.
flus napisał:to co jest na Luniku to po prostu jest niesmaczne i nie da się porównać do tamtych miejsc.mozesz rozwinac swoja mysl - co na Luniku jest niesmaczne - ze eksperyment sie nie udal ?? tez bylem w Rio i w Pekinie i odwiedzilem miejsca o ktorych piszesz - ale to nie ta skala przede wszystkim - dziesiec blokow na krzyz na Luniku a fawele w Rio
:lol: a jak bys porownal odwiedzenie Lunika z wizyta w KRLD ?? tam tez niektorzy sie zapuszczaja ...
W Koszycach jestem co roku, czasem częściej - mam tu bliżej niż do Krakowa:)Polecam kilka miejsc: - dla miłośników lotnictwa będące oddziałem Słowackiego Muzeum Technikihttp://www.stm-ke.sk/stm/index.php?opti ... 32&lang=sk . Samo Muzeum Techniki znajduje się w centrum i też warto się tam wybrać http://www.stm-ke.sk/index.php/en/ - dla dzieci i rodziców : kolejka dziecięca Alpinka - http://www.detskazeleznica.sk/ - trasa jest dość krótka, ale to dobrze, bo dzieciaki się nie znudzą:) oraz ZOO http://www.zookosice.sk/ . Zoo jest obszarowo ogromne i czuje się tam znacznie luźniej niż np. w zatłoczonym zoo w Krakowie.- super widok można oglądnąć z wieży widokowej na górze Hradova (dośjcie z parkingu, autobusu - ok 20 minut) http://www.meleskosice.sk/--73-26-vyhli ... za-hradova- Muzeum Wschodniosłowackie - jak najbardziej polecam - szczególnie interesujący jest tzw. Złoty Skarb (wystawa złotych monet, odkryta w 1935 roku podczas prac budowlanych) - http://www.vsmuzeum.sk/expozicie/kosick ... -poklad-skA w bliskiej okolicy Koszyc: - Jaskinia Jasovska http://www.ssj.sk/sk/jaskyna/11-jasovska-jaskyna - Kopalnie Opali (tu jeszcze nie byłem, ale niedługo nadrobię) https://www.opalovebane.com/Bardzo pomocną stroną o atrakcjach i wydarzeniach jest strona Miejskiego Centrum Informacji w Koszycach http://www.mickosice.sk/A z Koszyc 15 min jazdy i już Węgry - ale to inna opowieść. Do granicy węgierskiej wciąż mam bliżej niż do Krakowa:)
Jest to moja pierwsza relacja z podróży na tym forum, a także, jeśli mnie wzrok nie myli to pierwsza relacja z Koszyc a nawet pierwsza ze Słowacji, więc można to uznać za potrójny debiut na forum :D
O Koszycach myślałem już jakiś czas, ale zawsze było mi do nich nie po drodze. Brak połączeń tanimi liniami z Warszawy, sąsiedztwo wielkich i, wydawałoby się, ciekawszych miast jak Budapeszt czy Praga.
Aż tu nagle jak grom z jasnego nieba spada informacja na forum, że LeoExpress rozdaje bilety prawie pół darmo na nowej trasie Warszawa – Budapeszt. Po drodze zatrzymuje się m.in. właśnie w Koszycach. Poprawiłem fryzurę, spojrzałem w lustro i spytałem: kiedy do tych Koszyc jak nie teraz?
Klamka zapadła, bilety kupione, hostel wybrany. Przeżyć tylko te parę tygodni uczelni i pracy i ahoj Słowacjo.
Z góry przepraszam za marną jakość zdjęć, ale starałem się spakować tylko w mały plecak na te 2 dni i nie za bardzo miałem miejsce, żeby wziąć aparat. Chociaż fakt, że nie mam żadnego aparatu a i fotograf ze mnie marny też mogły na to wpłynąć.
Piątek, 5:30
Punktualnie bus zawitał do Koszyc. Wychodzę na zewnątrz i od razu zaczynam się trząść. Ale ciemno, ale zimno, a mgła jaka! Po krótkim zbadaniu terenu wokół dworca, decyduję się wejść do jego środka i poczekać na pierwszą otwartą kawiarnię.
Przed 7:00 zaczyna świtać. Zbieram graty i śpieszę na stare miasto. Chciałem zobaczyć miasto przed całym porannym zgiełkiem. Po drodze widzę Pałac Jakuba, który, chociaż zaniedbany, i tak robi niezłe wrażenie.
To pewnie przez ten kolor dachu. Z tego co się dowiedziałem to wielu Koszyczan uważa go za najfajniejszy/najładniejszy budynek w mieście.
Po drodze na główną ulicę (Hlavna Ulica) mijam ładne pałacyki i kamienice.
Na balkonie jednej z nich … ktoś właśnie suszy pranie!
Po 15 minutach szybkiego marszu z dworca w końcu dochodzę do serca Koszyc. Przede mną pojawia się Katedra św. Elżbiety, największy kościół katolicki na Słowacji. W jej kryptach spoczywa m.in. węgierski bohater narodowy, Franciszek II Rakoczy.
Ogólnie Hlavna miejscami wygląda trochę jak wyjęta z Pragi (a miejscami zupełnie inaczej), z tą różnicą, że panuje tutaj dużo mniejszy hałas i harmider.
No właśnie. Coś jest nie tak. Jest godzina ~7:20, piątek, środek 250 tysięcznego miasta. Gdzie są wszyscy ludzie? Mija mnie paru ludzi śpieszących się do pracy a w pewnej chwili… zostaję całkowicie sam. Stoję pomiędzy katedrą a mini parkiem i przez dobre 5 minut nie widzę żywej duszy, nie słyszę żadnego samochodu. Niesamowite uczucie, znaleźć się w historycznym centrum dużego miasta i chociaż przez parę minut mieć je tylko dla siebie.
W końcu sielankę burzy pan z dmuchawą. Miasto odżywa, a ja mam co najmniej 5 godzin zanim będę mógł zostawić plecak w hostelu. Pora zwiedzać!
Niestety, Hlavna kończy się po jakichś 30-40 minutach nieśpiesznego marszu. W zamian, kończy się przyjemnym widokiem na budynek Muzeum Wschodniosłowackiego (podobno bardzo ciekawego, osobiście nie potwierdzę, bo nie udało mi się do niego zajrzeć).
Obok muzeum stoi malutki kościółek w stylu Karpackim.
Po przejściu Hlavną kieruję się w boczne uliczki.
Trafiam między innymi na uliczny targ i miejscowych sprzedających wiązanki (przygotowania do 1.11?) owoce, mydło i powidło. Fajna atmosfera, targ w starym stylu praktycznie w centrum drugiego największego miasta w kraju.
Ostatecznie wychodzę na ulicę równoległą do Hlavnej, chyba nazywa się Mojzesova. Prowadzi nią długi pasaż wśród pięknie wyglądających drzew.
Chwila, a co to? Ptak? Samolot? Wydra?
Nie! To instalacja artystyczna, wyglądałem mająca przypominać nić DNA, składająca się z liter, która każda coś oznacza (cały napis tworzy słowo Revoluce) a sama w sobie zbudowana z … kluczy!
Same klucze dostarczyli, dobrowolnie!, mieszkańcy Koszyc.
Wybija godzina 11:00. Orientuję się, że nie jadłem nic od wczorajszego wieczoru i jestem cały dzień na kawie.
Uderzam do McDonalda, a potem do hostelu. Usypiam na parę godzin, ale wstaję idealnie na godzinkę przed zachodem słońca.
Jak widać, na starówce pojawiają się ludzie. Wciąż jednak nie widzę żadnych osób robiących zdjęcia czy choćby spoglądających dłużej na zabytki. Innymi słowy, wydawałoby się, że sami miejscowi. Również wszechobecnych Azjatów nie widziałem ani nie widzę żadnych.
Decyduję się wejść na wieżę Katedry, zwaną Wieżą Zygmuntowską. 160 naprawdę stromych i krętych schodów powoduje u mnie niezłą zadyszkę na samej górze, ale jest dobrze.
Na górze spotykam pierwszych (i chyba ostatnich) turystów, robiących zdjęcia i mówiących w innym języku. Widoki są w porządku.
Zaraz po zachodzie słońca robi się czarno. Cóż, takie uroki jesieni.
Wszystko ma jednak również i plusy. Śpiewająca fontanna, stojąca między teatrem narodowym a katedrą wygląda teraz okazale, kolory zaczynają śpiewać a muzyka świecić, czy jakoś tak.
Sobota!
Jeszcze w Polsce miałem różne pomysły jak spędzić drugi dzień na Słowacji. Pojechać do Zdziaru i przejść się jeszcze świeżutkim chodnikiem wśród drzew? Doczłapać się pod Łomnicę i wjechać na sam szczyt kolejką (i zapłacić absurdalne 39 euro w obie strony)?
Ostatecznie postanowiłem po prostu wyjechać za miasto. Wsiadam w pociąg jadący do Ruzinu i postanowiam wejść na wzgórze Sivec.
Na samo wzgórze wejść mi się nie udaje. Wielki pan alpinista już na samym początku idzie w lewo zamiast w prawo i przez 4 godziny błądzi innym szlakiem. Na szczęście ostatecznie wychodzi mu to na dobre. Chmury i mgła są wszechobecne, z samego wzgórza prawdopodobnie nic bym nie zobaczył.
Za to przez 4 godziny idę jakąś ścieżką pomiędzy górami, kompletnie sam. Ostatniego człowieka widzę w malutkiej wiosce, przed wejściem między wzgórza. Super atmosfera, trochę samotności i relaksu. A jakie widoki! Jesień pod Koszycami ma się dobrze. Nawet bardzo.
Po paru kilometrach wielki pan alpinista znowu podejmuje doskonałą decyzję, schodzi ze szlaku i idzie w górę zbocza. Trochę się wtedy gubi, straszy sarnę z młodym i paradoksalnie znajduje się najbliżej swojego docelowego szczytu.
Jakimś cudem znajduję stary szlak, kontynuuję nim dalej, ale jestem już pewien, że to nie ten szlak a błądzenie przez godzinę po lesie zabiera mi resztki sił.
Niestety, pokonuje mnie nawet nie góra, nie wzgórze a krajobraz kraju koszyckiego. Ale i tak było fajnie!
Wracam już do pierwszych zabudowań, postanawiam jeszcze przeskoczyć przez niewielki strumień i wejść na ładne zbocze.
Wracając, wchodzę do malutkiego zagajnika, a moim oczom ukazuje się schowany cmentarzyk. Pierwsze wrażenie jak ze "Smętarza dla zwierząt" Kinga!
Furtka uchylona i zarośnięta, tajemnicze nagrobki, niektóre z datami jeszcze sprzed II WŚ, niektóre ewidentnie nowsze. Zdziwił mnie jeden w grób z datami 1930-1936 i … jedną osobą nieznaną. Fajnie, nawet jakaś tajemnica jest. To rzadkie w dzisiejszych czasach, kiedy wszystko musi być wpisane w jakąś księgę albo bazę danych. Zostaliśmy brutalnie obdarci z wyobraźni!
Wracam do Koszyc, przemoczony i zmęczony. Ale szczęśliwy!
Odpoczywam trochę i wychodzę jeszcze na wieczór na miasto. Trochę chodzę, staram się kupować pamiątki, powtarzając jednak syzyfowy trud z dnia poprzedniego.
Fanów przywożenia tony różnych pamiątek z każdego wyjazdu muszę rozczarować. Starałem się bardzo, ale w całych Koszycach znalazłem może z sześć sklepów z pamiątkami. Wszystkie miały praktycznie ten sam asortyment, który w dodatku był mocno ubogi. Magnesy, pocztówki i breloczki, jasne, ale innych rzeczy raczej próżno szukać.
I to by było na tyle. Wyszła z tych 2 dni strasznie długa relacja, więc dziękuję wszystkim, którzy dotarli aż do tego miejsca!
Co do jakichś wskazówek to nie mam za dużo. Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że jeśli ktoś przyjedzie tak samo rano jak ja, a wcześniej dokona wymaganego riserczu to pewnie pójdzie do McDonalda przy dworcu. Według wujaszka, jest on całodobowy. Rano okazało się jednak, że całodobowy to jest McDrive, a sama restauracja działa w normalnych godzinach. Także nici wyszło z ogrzania się, musiałem czekać na dworcowe kawiarnie.
Generalnie na same Koszyce wystarczy, moim zdaniem, jeden pełny, intensywny dzień zwiedzania. Całe stare miasto zamyka się przy ulicy Hlavnej i odchodzących od niej uliczek, których też nie ma tak dużo. Nie wszedłem co prawda do skarbca w Katedrze, ani nie zwiedziłem Muzeum Wschodniosłowackiego, ale pomijając te dwa miejsca, zwiedziłem raczej większość interesujących miejsc zanim jeszcze wbiłem o 12:00 do hostelu. Poza Hlavną, nie ma raczej nic szczególnie interesującego.
No chyba, że ktoś kocha sztukę uliczną, wtedy może mieć frajdę bo w Koszycach podobno jest masa fajnych murali.
Sam trafiłem na kilka, a najbardziej podobał mi się ten.
Natomiast!
Koszyce to doskonała baza wypadowa do okolic. W naprawdę bliskiej odległości znajdują się wspaniałe jaskinie, góry, wzgórza. Do niektórych nawet można dostać się koszyckim transportem publicznym. Innymi słowy, jeśli ktoś się nie śpieszy a lubi okoliczności przyrody to bardzo polecam zatrzymanie się na kilka dni i zwiedzenie okolicy!
I na koniec, podsumowanie kosztów:
Bilety LeoExpress w obie strony: 32zł
Hostel: 40 euro za dwie noce w prywatnym pokoju, ~170zł
Bilety kolejowe Koszyce-Ruzin w obie strony: 3,30 euro ~ 15zł
Jedzenie, pamiątki i bilet na wieżę: wszystko zamknęło się w jakieś 60 euro na te 2 dni.
Dzięki i pozdrawiam!-- 06 Lis 2017 23:22 --
Starówka Koszyc ma swój urok (podobał mi się szczególnie drewniany kościółek).
Trochę szkoda, że nie poleciłeś jakichś lokalnych "specjałów", ale fakt, wycieczka była krótka i to
zadecydowało (tak myślę) ;)
To fakt, z uwagi na czas, i budżet, trzymałem się raczej tego co było akurat najbliżej i najszybciej do zjedzenia :D
Pierwszego dnia wpadłem do jakiejś restauracji na wieczór, polecanej w moim hostelu jak i w niektórych relacjach w internecie. Okazało się, że to restauracja polska, w sensie serwująca głównie dania polskie :D Coś tam zamówiłem co nie brzmiało szczególnie znajomo, ale raczej żadna rewelacja więc nie wspominałem o tym. A jej imię czterdzieś... Med Malina.
Dla nieco bardziej odważnych- w Koszycach polecam objazd (ze względów zdroworozsądkowych w grę wchodzi praktycznie jedynie własny samochód- tak sądzę, przynajmniej) osiedla Lunik 9. Warto!
Niezależnie od światopoglądu, wizyta tam na pewno rozszerzy horyzonty.
Celem uniknięcia politpoprawnej cenzury na forum (która już nie raz i nie dwa się uaktywniła)- po więcej informacji po prostu polecam Google, kończąc temat.
Wybacz! :D
-- 06 Lis 2017 23:28 --
Coś popsułem z poprzednim postem i nie mogę go edytować :) Jakby jakiś mod mógł połączyć - dzięki!
W każdym razie co do tego osiedla to przed wyjazdem czytałem o tym, ale gdzieś znalazłem informację jakoby wejście tam było nielegalne a samo osiedle zamknięte dla obcych więc nie zgłębiałem tematu. Faktycznie jednak, miejsce iście dystopijne. Jakby było więcej neonów to śmiało mogliby tam kręcić ostatniego Blade Runnera.Hostel to Kosice Hostel https://www.booking.com/hotel/sk/kosice-hostel.pl.html.
Mi się podobało, jest lekko na uboczu, a samo wejście w ogóle jakby od podwórka więc cisza i spokój, ale jednocześnie na Hlavną masz 5 minut marszu. Warunki spoko, przestronnie, wziąłem prywatny pokój bo akurat był tylko troszkę droższy, a wiedziałem, że ostatniego dnia będę wychodził przed 4 rano to chciałem mieć trochę spokoju. Ogólnie polecam, Koszyce jakiejś super bazy nie mają więc imho możesz śmiało walić tam.
Od kiedy większość słowackich browarów została wykupiona przez zachodnie molochy to Słowacja u mnie przegrywa z Czechami.
Tak czy owak... będzie coś o napotkanych wyrobach miejscowych browarów?
Dzięki! :) Zakupy zrobiłem raz w Lidlu przy dworcu, ale tak jak mówisz, ciężko było mi się zorientować, które piwa naprawdę są lokalne, a które są z nimi już tylko z nazwy więc kupiłem zapas w czeskich ;)
Po tym jak na chwilę zgubiłem się w górach, wynagrodziłem sobie znalazienie drogi starym, znajomym smakiem.
Nie sądze jednak żeby na półkach marketów stały jakieś lokalne rarytasy, co innego w browarniach, ale do nich nie zaglądałem w tamten weekend.
@kow Super wskazówki! Szkoda, że samemu o niektórych nie wiedziałem przed wyjazdem :) Mało jest obszernych relacji z Koszyc i ich okolic. Zdecydowanie zachęciłeś mnie tą kopalnią opali, daj gdzieś znać jak było jak już tam wpadniesz :)